piątek, 28 lutego 2014

Koralowe kolce

Bransoletka zrobiona na szydełku z czarnej włóczki. Z poprzyszywanymi korzeniami korala czerwonego w kształcie "kłów". Można je układać w dowolny sposób, postawić "jeża" lub łagodnie rozłożyć na boki. Wszystko zależy od tego do czego bransoletka ma być dodatkiem.

niedziela, 23 lutego 2014

Marmurek

Z jednodniowym poślizgiem, ale dodaję. Pierwsze próby z nowym aparatem. Nie jest to jeszcze do końca efekt, który chcę osiągnąć, ale mam świadomość, że na to przyjdzie mi jeszcze trochę poczekać. Obiecuję ćwiczyć i próbować. Ewentualne postępy będziecie mogli obserwować sami.
Na zdjęciu szydełkowy naszyjnik. Kamienie to wielokolorowy marmur. Efekt jest na prawdę fajny, choć przyznaję, że naszyjnik jest odrobinę cięższy niż ten ozdobiony szklanymi koralikami. 

piątek, 21 lutego 2014

Nowy aparat

Nareszcie jest. Długo wyczekiwany. Najpierw z powodu mojego baku zdecydowania, potem z powodu niemożności wygrania odpowiedniej aukcji. I w końcu udało się. Jest już ze mną. Mój nowy, długo wyczekiwany aparat. Mam nadzieję, że teraz moja praca będzie dużo, dużo łatwiejsza i przyjemniejsza. Obiecuję już jutro wrzucić pierwsze fotki.

czwartek, 6 lutego 2014

Pierścionek kwiatek

Pierścionek w stylu vintage. Na dużej ażurowej podstawie w kolorze starego złota z kremową różą pośrodku. Mimo, że sporych rozmiarów to bardzo subtelny i delikatny.






wtorek, 4 lutego 2014

W kolorach jesieni

Chociaż z utęsknieniem wszyscy wyczekujemy wiosny, ja dzisiaj dodaję naszyjnik w kolorach jesieni. Jest on co prawda moim zamierzchłym dziełem ale ma dla mnie wartość sentymentalną, gdyż był to pierwszy naszyjnik jaki sprzedałam za naszą wschodnią, a nie jak to zwykle bywa zachodnią, granicę. Dokładniej mówiąc pojechał na Litwę. Mam nadzieję, że się spodobał i że takich zamówień będzie jeszcze wiele.


sobota, 1 lutego 2014

Historia starego, schorowanego psa

Historia, która być może przekona kogoś jak wiele można pomóc bezdomnym pieskom.
 
To jest bajka o starym, schorowanym psie, który umarł niczyj, bo przez całe życie był niczyj.
Czasem ktoś go pogłaskał, czasem dał jeść, a czasem uderzył i przegonił.
Ten pies trafił do przedsionka psiego nieba, były tu piękne łąki do biegania, czysta woda do picia, zabawki, gałęzie, gryzaki. A na samym końcu był tęczowy most. I ten pies widział, że są tu też inne psy i że te inne trafiają tu najpierw tak jak on – stare, chore, kalekie, ranne, ale po chwili wszystkie biegają i bawią się, wszystko przestaje je boleć, zdrowieją. Ale żaden nie przechodził przez most. Czasem zdarzało się, że przychodził jakiś człowiek, głaskał niektóre psy i one wtedy młodniały, a kilka innych, czasem jednego zabierał ze sobą i przechodzili razem przez most. Ten człowiek i ten pies nigdy już nie wracali. Kiedy zapytał jednego z psów, które były tu dłużej, co to za ludzie i dokąd razem z psami idą, ten odpowiedział mu, że miejsce, gdzie się znajdują, jest tylko przedsionkiem psiego raju, a raj jest za mostem. Ale na most może wejść tylko ten pies, który przyprowadzi ze sobą swojego człowieka. Dlatego wszyscy tu czekają. Kiedy umiera człowiek, który na Ziemi był ich opiekunem, jego zwierzęta przechodzą razem z nim przez tęczowy most i idą do psiego nieba. Te psy, które człowiek pogłaskał i które odmłodniały to te, które spotkał w swoim życiu i w jakiś sposób im pomógł, np dając dom na czas poszukiwania prawdziwego domu, karmiąc głodne czy lecząc i doglądając przez czas powrotu do zdrowia. Ale te psy nie mogą z nim iść, muszą czekać na swojego człowieka. Więc kładą się i czekają spokojne i szczęśliwe, bo w przedsionku nieba czas nie istnieje i to wcale nie jest długie czy przykre czekanie.
Pies o nic już nie pytał, wstyd było mu się przyznać, że on nigdy nie miał swojego człowieka i nie ma go kto przeprowadzić przez most. I tak dni mijały, różne psy przechodziły do nieba ze swoimi ludźmi, a on cały czas pozostawał w przedsionku. Aż pewnego dnia wszystko było jakoś inaczej. Od samego rana widać było, że coś ma się dziś wydarzyć, wśród psów panowało poruszenie, radość, nawet te najstarsze i zazwyczaj obojętne teraz były odmienione.
I w końcu tak jak już nie raz przyszedł człowiek, ale ten człowiek podchodził do każdego psa, zagadywał, brał na ręce. Dotykał każdego psa i wszystkie psy zrobiły się znów młode i żwawe. Nawet on – do końca niczyj i bez domu czy człowieka. Potem człowiek zaczął iść w stronę tęczowego mostu i ku zdumieniu niczyjego psa zabrał ze sobą wszystkie, nawet na niego zawołał i poczekał. Razem z tym człowiekiem wszystkie psy przeszły na drugą stroną mostu. A kiedy niczyj pies zapytał towarzysza, dlaczego tak się dzieje i kim jest ten nieznajomy, on odpowiedział, że ten człowiek na Ziemi był wolontariuszem. Pomagał wszystkim bezdomnym psom, nie wybierał i na miarę swoich możliwości próbował jak najwięcej z nich uratować. Ale wszystkich uratować nie sposób. Kiedy umiera wolontariusz, Bóg pozwala mu spełnić ostatni dobry uczynek dla niczyich psów i człowiek ten może przeprowadzić przez most psy i koty, którymi nigdy nikt się nie opiekował, bo taki człowiek za nic nie mógłby wejść do nieba, pozostawiając je w jego przedsionku. Nie umiałby być w tym niebie szczęśliwy.

Zaczerpnięte z : http://kundellos.pl/2013/11/14/bajka-o-starym-psie/